poniedziałek, 17 lutego 2014

Dieta strukturalna

Jakiś czas temu natknęłam się na artykuł o diecie strukturalnej. Pomyślałam, że to pewnie kolejna dieta cud, ale wtedy przemknęło mi przed oczami sformułowanie "maksymalna odżywczość w minimalnej liczbie kalorii". Brzmiało ciekawie, więc przeczytałam. Dla mnie to nic nowego, zasadniczo odżywiam się w miarę zdrowo i, w porównaniu do innych, raczej niskokalorycznie. Wszytko wygląda bardzo pięknie, człowiek zaczyna ograniczać liczbę kalorii, dlatego chudnie, zaczyna przyswajać mnóstwo witamin i innych składników dobrych dla zdrowia, wzmacniają się włosy i paznokcie, skóra staje się zdrowsza...
Dieta strukturalna powinna być sposobem życia, a nie tylko epizodem służącym do zrzucenia kilku kilogramów, choć i takie jej wykorzystanie pozytywnie wpłynie na odchudzającego się.

Postanowiłam wypróbować tą dietę w celu sprawdzenia, czy będę w czasie jej trwania najedzona, czy jedzonko będzie smaczne i czy da się do tego przyzwyczaić.
Wszytko na razie trwa tydzień, jestem najedzona, jedzonko jest naprawdę dobre i jak na razie uważam, że da się tak żyć. Myślę, że ,w miarę możliwości, pozostanę przy takim sposobie odżywiania.
Gotując, inspirowałam się książką Marka Bardadyna "Odchudzająca książka kucharska". Naprawdę jest tam mnóstwo pysznych przepisów, które wcale nie wymagają wielkich umiejętności kulinarnych i godzin przestanych przy garach. Gorąco ją polecam, ale nie należy całkowicie stosować się do składników potraw. Kaloryczność dań jest niska dlatego należy pamiętać,że minimalna ilość spożywanych kalorii dla zwykłego człowieka to ok. 1300kcal. Ta energia zużywana jest na prace wszystkich narządów w naszym ciele, zmniejszenie ilości dziennej kalorii źle wpływa na pracę naszego organizmu.

Oczywiście, w czasie tego tygodnia, pozwoliłam sobie na wypicie czerwonego wytrawnego winka, zjedzenie ciasteczka czy chipsa, oczywiście w małej ilości. Bo w życiu nie można sobie wszystkiego odmawiać. Wszystko jest dla ludzi, ale dla ludzi z głową i rozumem. Jeśli masz ochotę na czekoladę, zjedz ją, ale nie całą tabliczkę, ale kostkę albo dwie. Po zjedzeniu cukierka czy kawałka ulubionego ciasta przy niedzielnej kawie nie przybędzie Ci w biodrach 10cm. A jeśli już chce się zjeść coś niedobrego i ma się potem wyrzut na sumieniu, to najlepszym sposobem pozbycia się go jest wskoczyć w dresik i poćwiczyć, pobiegać czy też wsiąść na rower i zrobić kilka kółeczek po osiedlu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz